Kiedy około rok temu mój partner dostał ofertę pracy w San Francisco i postanowiliśmy spakować nasze życie na wschodnim wybrzeżu i przenieść się do Kalifornii, wiedziałam, że czekają nas zmiany. Niektóre z tych zmian, które przewidywałam, były bardziej zdecydowane: Przeprowadzka do nowego mieszkania, poznanie nowych przyjaciół i poruszanie się po praktycznie obcym mieście. Inne części - takie jak dostosowanie mojego harmonogramu pracy, aby zadowolić oba wybrzeża - to ciągły proces, który wymaga pewnej strategii.
Ale być może jedyną zmianą, której nie przewidziałam, a którą witam z otwartymi ramionami, jest zmiana w mojej estetyce projektowania.
Widzisz, kiedy po raz pierwszy wprowadziłam się do mojego mieszkania na Manhattanie, porównałabym moją estetykę do "minimalistycznego Austina Powersa". Moje mieszkanie było wyposażone w szarą kanapę z połowy ubiegłego wieku, sztuczny dywan shag i wszystkie lucity, jakie tylko można sobie wyobrazić. Często żartowałam, że jeśli jest to coś, co można zobaczyć w słynnym jumbo jet Austina Powersa - oczywiście w stonowanej palecie kolorów - to prawdopodobnie znajduje się w moim mieszkaniu.
Oczywiście, moje gusta naturalnie ewoluowały od czasu urządzania mojego starego mieszkania prawie pięć lat temu. Ale w miarę jak coraz bardziej ekscytowałam się naszą przeprowadzką i śledziłam na Insta wszystkie restauracje, sklepy i miejsca pracy, w których wyobrażałam sobie siebie, gdy już dotarliśmy do San Francisco, zauważyłam, że zaczęłam przyjmować kalifornijską estetykę cool.
Jak większość entuzjastów designu, założyłam tablicę inspiracji na długo przed tym, jak znaleźliśmy nasze mieszkanie - nie mówiąc już o okolicy. Z tablicą pokrytą modnymi lampkami w kształcie kuli ziemskiej, cukierkowymi kolorami i plecionymi akcentami, stało się jasne, że jestem gotowa pozbyć się moich wschodnich klimatów.
Nawet kiedy nadszedł czas, aby zastosować moją tablicę nastrojów w praktyce i kupić meble i akcesoria, odrzuciłam wszystko, co nie pasowało do mojej nowej estetyki zachodniego wybrzeża.
"To jest zbyt wschodnie wybrzeże", powiedziałabym mojemu chłopakowi za każdym razem, gdy pokazał mi mebel, który był albo zbyt ciemny, albo oblany ozdobnymi rzeźbieniami. "Teraz mieszkamy w Kalifornii".
Z tablicą pokrytą modnymi lampkami w kształcie kuli ziemskiej, cukierkowymi kolorami i plecionymi akcentami, stało się jasne, że byłam gotowa pozbyć się moich wschodnich klimatów.
Jasne, mój chłopak i moje nowe mieszkanie mają pozostałości mojej starej estetyki - w końcu wciąż jestem sobą - ale nasze nowe lokum ma zupełnie inny klimat. Zamiast mieszkać w domu, w którym priorytetem jest elegancki, nowoczesny design, staramy się stworzyć dom, który stawia na pierwszym miejscu komfort. Wiesz, gdzieś, gdzie wygląda i czuje się ciepło i zachęcająco.
Minęły już czasy mojej surowej, czarno-białej estetyki. Dziś skłaniam się ku łagodniejszym neutralom i wesołym kolorom. Moje shag-tastyczne dywaniki zostały zastąpione przez tkane style i jedną niedrogą opcję z Memphis-like squiggles. I kto potrzebuje lucitu? Teraz oblewam mój dom jutowymi bieżnikami, przedmiotami z puszki i słodką wiklinową komodą.
Czy opanowałam sztukę kalifornijskiego chłodu? Nie do końca. Przyjęcie nowej estetyki wymaga czasu, cierpliwości i, tak, wielu prób i błędów. Mieszkamy na zachodnim wybrzeżu dopiero od dwóch miesięcy, więc wydaje mi się, że przede mną jeszcze długa droga, zanim stanę się pełnoprawną kalifornijską dziewczyną. Jednak moja przeprowadzka i kolejne decyzje projektowe udowodniły, że zmiany nie są straszne.
Dla mnie, nowa perspektywa na nowo rozbudziła moją miłość do wystroju wnętrz. Przypomniało mi to, że dekorowanie przestrzeni ma być zabawą i nie zawsze jest czarno-białe. A przede wszystkim, skłania mnie do wyjścia z mojej strefy komfortu, spróbowania czegoś nowego i stworzenia stylu życia, który chcę przyjąć w moim nowym domu. W końcu, czyż nie o to chodzi w przeprowadzce do nowego miasta?